-
Termy Chochołowskie, czy warto?
W ostatnim wpisie wspomniałam, że ze względu na deszcz nie mając większych planów chodzenia po Zakopanem udaliśmy się na termy. Do wyboru było kilka z nich, ale wybraliśmy te największe. Wszystkim chyba znane są termy Bania, bynajmniej mnie jako osobie z północy Polski, gdyż niejednokrotnie słyszałam o nich w reklamach. Mimo to będąc już na miejscu usłyszeliśmy o Termach Chochołowskich, które są największymi w Polsce. Po przeczytanych opiniach i obejrzanych zdjęciach wybór skierowaliśmy na Termy Chochołowskie i zaraz Wam powiem czy było warto.
-
Kasprowy Wierch, czyli wjazd kolejką na sam szczyt.
Długi weekend czerwcowy mieliśmy już spędzić jako młode małżeństwo na plażach Teneryfy. Niestety cała sytuacja związana z wirusem trochę nam te plany zmieniła, więc postanowiliśmy wybrać się w nasze polskie góry Tatry, a dokładnie do Zakopanego. Wyruszyliśmy z północy Polski o 8 rano a po godzinie 16 byliśmy już na miejscu. Planów na cały wyjazd jakiś wyszukanych nie było. Miało być Morskie Oko, Krupówki i kilka innych miejsc bez nadmiernego wysiłku. Niestety w ostatnim czasie mam problem z kolanami i staraliśmy się ograniczać całodzienne wędrówki na najwyższe szczyty. Ja już kiedyś za dzieciaka z rodzinką byłam w Zakopanem, natomiast mój narzeczony nie, więc odkryliśmy to miejsce po swojemu. Przed wyjazdem patrząc na pogodę byliśmy lekko przerażeni. Cały tydzień miały być burze i mocne opady deszczu więc za dużo nie planowaliśmy skoro miało padać. Jak to bywa w górach pogoda mocno zmienną jest i przez większość czasu pogoda była wymarzona. Nie było nadmiernego słońca, trochę popadało, ale nie jakoś mocno i było całkiem przyjemnie jeżeli chodzi o temperaturę. W pierwszy dzień wybraliśmy się na Kasprowy Wierch, ale nie pieszo a kolejką na sam szczyt.
-
Zaproszenia ślubne DIY – jak wykonać samemu.
Za niecałe dwa tygodnie miał się odbyć nasz wyczekiwany ślub. Miał być raczej skromny, do 80 osób, bez nadmiernego przepychu i blichtru. Wszystko w lekko rustykalnym/boho klimacie. Niestety plany się co nie co zmieniły i ślub się odbędzie, ale w innym terminie. Dlatego też ostatnio mniej tu byłam, bo przyznam szczerze, że wirus pokrzyżował nasze plany, a ja nie do końca miałam dobry humor. Miałam nadzieje, że jeszcze coś się zmieni, ale jak widać walka z niewidzialnym wrogiem trwa dalej. No cóż, każdy musiał z czegoś zrezygnować, zmienić, przełożyć i coś poświęcić. Co jakiś czas pojawią się tutaj wpisy właśnie o tematyce naszego ślubu, tak żeby zostało to na pamiątkę, a może ktoś się także zainspiruje. Pierwszy wpis to zaproszenia ślubne DIY, które sama zaprojektowałam a narzeczony zaakceptował 🙂