Wydmy w Łebie
Podróże

Wydmy w Łebie i polska Sahara

W weekend poprzedzający święta postanowiliśmy spędzić poza domem i wybrać się na wycieczkę. Przyznam szczerze, że do końca nie miała pojęcia gdzie jedziemy, jedynie że nad morze. Mój narzeczony lubi czasem zrobić mi niespodziankę i nie mówić gdzie jedziemy, albo co będziemy robić. Kierunek? Wydmy w Łebie i polska Sahara. Data w sumie przypadkowa nie była, bo właśnie minęło nam 8 lat bycia razem, prawie jak stare dobre małżeństwo 🙂 Mimo, że pogoda może nie dopisywała jak teraz, gdy mamy po 15-20 stopni, to był to bardzo przyjemny wyjazd, gdzie mogliśmy odpocząć od codziennej pracy. Nie obyło się też bez historii z rowerami, gdzie nie było nam do śmiechu.

Wydmy w Łebie i polska Sahara

Kiedyś już byłam w Łebie, ale to były lata dzieciństwa i dużo się zmieniło, a raczej przesunęły się po prostu wydmy :). Połowa kwietnia, temperatura około 5 stopni, niezbyt dużo słońca i brak sezonu wpłynęło na to, że mogliśmy prawie sami podziwiać „pustynną” naturę Polski. Ciągle piszę, że to pustynia, bo dla mnie trochę tak to wygląda 🙂 Dość spory obszar czystego i białego piachu rozciągający się na dość dalekie odległości. Wydmy znajdują się w Słowińskim Parku Narodowym i robią niesamowite wrażenie. Może w sezonie nie jest to tak zauważalne przez dużą liczbę osób odwiedzających to miejsce, więc polecam Wam wybrać się poza sezonem jak my. Moi rodzice byli tam poprzedniego lata i wspominali, że ludzi było naprawdę dużo.

Weekend w Łebie – kierunek wydmy.

Podróż rozpoczęliśmy w sobotę z rana, zaraz po śniadaniu. Ciągle nieświadoma gdzie do końca jedziemy próbowałam odgadnąć nadmorskie miejscowości, do których moglibyśmy się udać. Po około 2 godzinach jazdy dojechaliśmy do Łeby i skierowaliśmy się na parking z którego można udać się na wydmy. Koszt parkingu to 6 zł/h, gdzie musicie zapłacić z góry 18zł (za 3h). Mieliśmy nadzieję, że przed sezonem parking będzie bezpłatny, ale niestety tak nie było :). Ostatecznie nie musieliśmy płacić za wstęp do parku narodowego – sezon trwa od maja.

Od parkingu mamy około 5 km przez las do miejsca docelowego. My pierwszego dnia wybraliśmy się po prostu piechotą. Aktualnie kursowały już melexy, które oferowały przejazd w 2 strony za 30 zł. Większość osób, która tego dnia odwiedziła wydmy, skorzystała z tej opcji, prawdopodobnie przez pogodę, która nie sprzyjała. Jednak dla nas 2 godzinny spacer w jedną stronę nie wydawał się dużym wysiłkiem, a jedynie przyjemnością i był aktywnym wypoczynkiem na łonie natury. Ubrani w ciepłe, zimowe kurtki poszliśmy leśną ścieżką. PS. W sezonie możecie skorzystać także z wypożyczalni rowerów.

Po dotarciu do najważniejszego punktu, czyli wydmy Łącka Góra mogliśmy cieszyć się „Polską Saharą”. Widok zapiera dech, bynajmniej dla mnie, jako miłośniczki natury i pięknych krajobrazów. Oprócz nas było tylko kilka osób, więc mogliśmy podziwiać piękno i na spokojnie zrobić sobie zdjęcia bez innych ludzi, gdzie w sezonie nie jest to pewnie łatwe 🙂

Przez całą naszą trasę nie było zimno, ale słońca także nie było. Dopiero jak zaczęliśmy schodzić z wydm, nieśmiało wychodziło zza chmur.

Droga powrotna – kierunek plaża

Na samej górze wydmy wiało dość mocno więc długo nie wytrwaliśmy. Powoli zmierzaliśmy w kierunku morza. Postanowiliśmy chociaż część trasy pokonać idąc plażą. Okazało się, że na plaży jest dosłownie huragan 🙂 Wiało i to dokładnie prosto w nasze twarze. Podobno wiatr najczęściej pomaga idącym z powrotem z wydm, wiejąc w plecy, ale u nas było odwrotnie 🙂 Postanowiliśmy więc dojść do pierwszego zejścia i resztę trasy pokonać już lasem.

Plaża okazała się rozległa, szeroka z mnóstwem małych kamyczków, a my opatuliliśmy się jak Eskimosy!

Cała wycieczka zajęła nam około 4h, pokonaliśmy około 12 km i na sam koniec czuliśmy już zmęczenie.

Co robić w Łebie?

Atrakcji w sezonie jest całkiem sporo, natomiast podczas naszego pobytu niestety wszystko było pozamykane. Z powody braku planów na drugi dzień pobytu stwierdziliśmy, że wypożyczymy rowery i udamy się do centrum Łeby i po raz kolejny na wydmy. Zadowoleni po śniadaniu udaliśmy się do właściciela ośrodka po wypożyczenie rowerów, koszt to 25zł za cały dzień. Ruszyliśmy wiec na miasto, w kierunku plaży. Już wtedy czuliśmy, że rowery dość ciężko jadą, ale około godzinna przejażdżka nie dała nam mocno w kość. To co było później na wydmach to już całkiem inna sprawa, ale to zaraz o tym.

Wydmy w Łebie

Niedziela okazała się dużo cieplejszym dniem niż sobota. Temperatura też nie zachwycała, ale cały czas towarzyszyło nam słońce. Udaliśmy się więc na plażę. Wszystkie pamiątki, kawiarnie i inne atrakcje był pozamykane, a samo miasto świeciło pustkami. Plaża także okazała się pusta z kilkoma osobami spacerującymi po brzegu. Wiatr z dnia poprzedniego nie ustał i dalej urywało głowę 🙂 Nie wiem czy po prostu zawsze tak tam jest, czy tylko my tak trafiliśmy.

Następnie udaliśmy się z powrotem do ośrodka coś zjeść, chwilę odpocząć, bo przecież po to przyjechaliśmy na weekend. Zdecydowaliśmy, że udamy się znowu na wydmy tym bardziej, że odległość nie była daleka – około 10 km i 35 minut jazdy rowerem według Google Maps. Wiele osób korzysta z tego typu transportu na wydmy – szybko i przyjemnie. To był nasz największy błąd 🙂 Może czytając to nie poczujecie śmieszności i tragedii w jednym w tej historii, ale dla nas będzie to na pewno jedno z większych wspomnień z wyjazdu.

Pod drodze spotkaliśmy stojący parowóz.

Rowerowy „koszmar”!

Jazda rowerem okazała się ogromną trudnością. Były to rowery „miejskie”, możecie spotkać je wielu miastach, gdzie wypożycza się je ze stacji poprzez aplikację. Te akurat były po prostu chyba wykupione przez właściciela naszego ośrodka i on wypożyczał je dla swoich gości. Co było w nich takiego złego? Były ciężkie, ale akurat to duży problem nie był, lecz miało się wrażenie, że jechało się na włączonym hamulcu. Każdy ruch nogą wymagał wysiłku, a po przejechaniu kilku kilometrów nogi wręcz paliły 🙂 Cała podróż zamiast 35 minut zajęła nam około 1-1,5h, bo dość często się zatrzymywaliśmy z niemocy 🙂 Najgorsze było jak przejeżdżali obok nas inni ludzie na zwykłych rowerach, jadąc na totalnym luzie, a my jak jakieś niedorajdy. Ten rower nawet nie jechał z górki, on się po prostu zatrzymywał! Pełni złości dotarliśmy na wydmy i przez chwilę cieszyliśmy się pięknem tego miejsca.

W słońcu wydmy były jeszcze piękniejsze. Prawda, że widać różnicę?

Porobiliśmy jeszcze kilka zdjęć, już bardziej wymyślnych ze skokami 🙂

1,2 i 3. Skok do idealnego zdjęcia/ 4. Koniec? Bo już nie mam siły skakać 🙂

Wydmy w Łebie

Szybko udaliśmy się z powrotem po rowery, bo zostało nam mało czasu na dojazd do pensjonatu na obiadokolacje. Gdybyśmy mieli „zwykłe” rowery, podróż byłaby przyjemnością. Wróciliśmy, zjedliśmy i poszliśmy spać. Nie byliśmy zmęczeni fizycznie, jedynie mieliśmy niemoc w nogach i zmęczenie psychiczne zmieszane ze złością 🙂 Oczywiście na drugi dzień się z tego śmieliśmy i do dziś rozmawiamy o całej sytuacji z uśmiechem, ale w tamtym momencie miała ochotę rzucić rowerem i wrócić pieszo.

Wydmy w Łebie
Koniec wycieczki

W poniedziałek spakowaliśmy się i ruszyliśmy już do domu. Zajechaliśmy jeszcze raz na plażę po ostatnie zdjęcia i w ten sposób zakończyliśmy wycieczkę do Łeby.

Poza sezonem Łeba jest spokojnym miasteczkiem, które nie ma do zaoferowania wielu atrakcji, ponieważ wszystko jest pozamykane. Z tego powodu możecie jedynie udać się na spacer po mieście, plaży lub na słynne wydmy. Ostatecznie plusem w sumie była mała ilość osób na polskiej pustyni 🙂 Dla nas był to miły i przyjemny wypoczynek, a same wydmy zachwyciły mnie na maksa. Koniecznie musicie odwiedzić to miejsce, jeżeli nie chcecie zostawać tam na dłużej, wystarczy Wam jeden dzień na spacer i podziwianie krajobrazu wydm. Będąc w Łebie przejazdem wystarczy Wam kilka godzin żeby zobaczyć wydmy.

8 lat razem!
Byliście kiedyś na wydmach, podobało Wam się? Albo może planujecie taki wyjazd?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *